Niezachwiana miłość do muzyki Taylor Swift łączy jej fanów na całym świecie. Słynna piosenkarka jest znana z troski o bezpieczeństwo swoich zwolenników podczas występów na scenie. Ale niestety, nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Wiadomość o tragicznym zgonie jednego z jej fanów rozeszła się błyskawicznie w mediach.
W krótkim czasie po zakończeniu tournée „The Eras Tour” po terenach Stanów Zjednoczonych, Taylor Swift rozpoczęła swoją muzyczną podróż dookoła świata. Rozpoczął ją od Meksyku, potem przekroczyła granicę Ameryki Południowej, gdzie miała okazję wystąpić na trzech koncertach w Buenos Aires oraz w Rio de Janeiro. Tam jednak napotkała na poważne problemy. Ekipa odpowiedzialna za bezpieczeństwo zarządziła zakaz wnoszenia butelek z wodą na teren koncertu, co wymusiło na piosenkarce częste przerwanie występu i apel o wsparcie dla widowni. Ekstremalne warunki pogodowe i drastyczne upały doprowadziły do tragedii. Jedna z fanek straciła przytomność. Mimo szybkich prób reanimacji i przewiezienia jej do szpitala, dziewczyna zmarła na skutek zatrzymania krążenia i oddechu. Swifties (nazwa fanów Taylor) musiały pożegnać kolejnego członka swojej społeczności.
Podróż na koncert idola może być wyzwaniem, szczególnie gdy trzeba pokonać długą trasę, aby zobaczyć ulubionego artystę na żywo. Gabriel Milhomem Santos przemierzył całą drogę do Rio de Janeiro, aby usłyszeć występ Taylor Swift i zapewne nie przypuszczał, co spotka go po koncercie. W niedzielę, 19 listopada wraz ze swoimi kuzynami wybrał się na plażę Copacabana, gdzie został zaatakowany przez troje mężczyzn. Jeden z napastników zadał mu śmiertelny cios nożem. Według informacji przekazanych przez policję, ofiara miała jeszcze na sobie bransoletkę symbolizującą przynależność do „Swifties”.